niedziela, 13 listopada 2011

Początek nowej wojny...

Lubań stał obok biskupa. Było mu na przemian zimno i gorąco. Już za chwilę miał wypowiedzieć najważniejsze słowa i tym samym zacząć zupełnie nowy etap swojego życia. Jako król... Jednak myśl, że będzie miał u swojego boku królową, podnosiła go na duchu. Ale czy da radę? Czy będzie umiał podołać temu, co go czeka? Nerwowo poprawiał błękitny mundur uszyty wespół przez książęcych i cesarskich krawców. A tak właściwie, to co go czeka...?
Podskoczył lekko, kiedy organista zaczął grać. Wszyscy zaproszeni goście powstali. Najpierw, przez szeroko otwarte drzwi, weszły dwie dziewczynki we wrzosowych sukienkach, które sypały żółte i niebieskie płatki róż. Wtedy weszła Dotacja... Chociaż weszła to może za dużo powiedziane? Krocząc u boku Fundusza, w śnieżnobiałej sukience, można było odnieść wrażenie, że nie dotyka ziemi, a unosi się parę centymetrów nad nią... Tyle właśnie zobaczył Lubań. Zniknęli goście, zniknął biskup, nie widział już dumnego spojrzenia cesarza, który szedł w jego kierunku... Liczyły się tylko ona. Wtedy opuściły go wszelki wątpliwości. Mając TAKĄ królową, żadna wojna mu niestraszna.
Dotarli przed ołtarz. Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem. Książę podał rękę, by pomóc jej wejść po trzech, małych schodkach... Wyglądała na prawdę olśniewająco. Jeszcze tylko krótka chwila...
- Moi drodzy! - zaczął biskup, patrząc na gości. - Zebraliśmy się tutaj, by połączyć tych dwoje wspaniałych ludzi "wielką tajemnicą", jaką jest sakrament małżeństwa...
Za zamkniętymi drzwiami rozległ się krzyk, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Człowiek staje się w pełni człowiekiem, jeżeli ma dla kogo żyć... - mówił dalej biskup, jednak hałas na zewnątrz stawał się coraz bardziej uporczywy...
- Ci o to młodzi ludzie postanowili związać się ze sobą na całe życie. Jeżeli więc ktoś zna powód, dla którego tych dwoje nie powinno przyjąć tego sakramentu, niechaj powstanie teraz lub zamilknie na wieki.
Wtedy wyraźnie dało się usłyszeć krzyki... Zebrani obrócili się. Kilka sekund później drzwi rozwarły się z hukiem. Wkroczył ktoś, kogo nikt się tu nie spodziewał.
- Ja znam! - zawołał z szyderczym uśmiechem Minister Skarbu.
Zmienił się nie do poznania. Wychudła twarz upiornie kontrastowała z dużymi, czarnymi oczami. Jednak ubrany był w nową szatę i przepasany szarfą koronacyjną... Za jego plecami pojawili się żołnierze.
- Moi mili państwo, niestety jestem zmuszony zmienić bieg uroczystości - powiedział i zaczął iść powoli w stronę państwa młodych. - Ostatnie wydarzenia...
- Jak śmiesz się tu w ogóle pokazywać? - wrzasnął cesarz i poderwał się z miejsca. - Straż, uwięzić!
Jednak nikt z cesarskiego wojska się nie poruszył. Minister patrzył z politowaniem. Skinął głową, a wierni mu najemnicy skrępowali Fundusza.
- Każdego kto ośmieli mi się przeciwstawić, spotka taki los - wskazał na leżącego na ziemi cesarza. - Wybacz Lubaniu - zwrócił się do Księcia. - to już koniec.
- Kostek... - rzucił Lubań, jednak Minister mu przerwał.
- Od dzisiaj, dla ciebie Wielki Książę Konstanty. Brać ich! - rzucił do swoich żołnierzy.
Wybuchł popłoch. Książę stał jak wryty. Patrzył na najemników, którzy szybkim krokiem szli w jego stronę. Ostatnie wydarzenia układały się w logiczną całość. Nie da się złamać. Musi być silny... Wtedy zrozumiał, że wydarzenia sprzed trzech miesięcy były tylko preludium. To wcale nie jest koniec. Wręcz przeciwnie. To dopiero początek...

sobota, 12 listopada 2011

Poranek...

Od próby zamachu minęły 3 miesiące. Jego uczestników ujęto i skazano na dożywocie w książęcych lochach. Prokurator zabiegał o najwyższą, za zdradę stanu, karę śmierci, jednak Dotacja wstawiła się za nimi i wyroki złagodzono. Powiedziała, że nie chce, by z tak błahego powodu ginęli ludzie. Nie udało się ująć jedynie Ministra Skarbu. Krążyły plotki, że kiedy usłyszał, że postawią go przed sąd nie książęcy, a cesarski, zbiegł na inny kontynent. Książę jednak nie dawał temu wiary. Znał Ministra na tyle dobrze, by wiedzieć, że kiedy raz obierze jakiś cel, nie poprzestanie na niepowodzeniach i będzie dalej dążył do osiągnięcia celu. Dlatego został jednym z najważniejszych członków Rady Nieustającej Księstwa. To właśnie nie dawało Lubaniowi spokoju.
Jednak na głowie miał teraz inne zmartwienia. Trwały przygotowania do ślubu z Dotacją. Cesarz osobiście ich doglądał. Od pamiętnego wjazdu do Księstwa na czele swych wojsk, posłał do Cesarstwa po swoje i córki rzeczy, a sam pozostał, pilnując, by wszystko było zapięte na ostatni guzik. Wiadomo, pańskie oko konia tuczy.


Nastał dzień wesela. Lubań przeciągnął się siedząc na łóżku. Spojrzał na śpiącą obok Dotację. Promienie porannego słońca, które wpadały przez ogromne okna jego sypialni, igrały w jej włosach. Nadal nie mógł uwierzyć w swoje szczęście... Jeszcze niedawno nie miał nic... Dzisiaj wydawało mu się, że wszystko, co ma leży teraz obok niego. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta, a na ostatnich przygotowaniach mieli zjawić się za godzinę. Pochylił się nad śpiącą cesarzówną i delikatnie pogłaskał ją po policzku.
- Pobudka, kwiatuszku - powiedział cicho.
Dotacja powoli otworzyła oczy, a kiedy zobaczyła nad sobą Lubania, na jej twarzy pojawił się zaspany uśmiech.
- Heej, mój królewiczu - rzekła i pocałowała go w usta.
- No, jeszcze nie królewiczu - odrzekł, kiedy położyła się z powrotem.
Dwa tygodnie temu, Cesarz oświadczył im przy obiedzie, że odda w lenno Lubania tereny sąsiadujące w Księstwem oraz koronuje go na króla. Książę zakrztusił się rosołem... Jednak samemu Funduszowi Europejskiemu Kasowładnemu nie wypadało odmówić. Przyjął propozycję.
- Ale od dzisiejszego wieczora - powiedziała patrząc na niego zalotnie. - Która godzina?
- Dziewiąta - odpowiedział z uśmiechem.
- DZIEWIĄTA?! - wrzasnęła, a Lubań uderzył głową o słupek łóżka. - A za godzinę mamy być na dole! Kiedy ja się przygotuję... - narzekała wstając. - Nie wiesz, ile ja potrzebuję czasu w łazience?!
Książę patrzył na zamykające się za nią drzwi łazienki. Miejsce po uderzeniu bolało, jednak on miał na twarzy szeroki uśmiech. Był coraz bardziej pewny, że nie mógł trafić lepiej. Zwyczajnie ją kochał.

wtorek, 8 listopada 2011

Następca tronu...

- Straże! - zawołał Fundusz.
Lubań struchlał... Tak, nie powinien był tego mówić. Kątem oka dostrzegł łzy w oczach Dotacji. Nie chciał, by na to patrzyła.Chciał prosić cesarza, by skończył z nim w mniej widocznym miejscu... Ale nie załatwił jeszcze tylu spraw! I gdzie się podziało ostatnie życzenie?!
- Straże! - zawołał ponownie Fundusz, a żołnierze stanęli na baczność. - Pokłońcie się. Wygląda na to, że mamy nowego następcę tronu.
Książę nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Podniósł głowę. Cesarz podszedł do niego i podał mu rękę, by pomóc mu wstać... Zaskoczony Lubań przyjął pomoc.
- Panie, czy aby jesteś pewny... - zaczął, lecz Fundusz mu przerwał.
- Tak, mój drogi, jestem pewny - powiedział. - Moja córka od dawna szukała kandydata na męża, jednak nie mogła nikogo znaleźć. Ale od pewnego czasu w moim pałacu nie mówi się o niczym innym. Wiesz, że ma w swojej komnacie pełno twoich zdjęć? - zapytał półgębkiem, a jego córka spłonęła rumieńcem. - Jakże mógłbym odmówić jej takiego młodzieńca?
- Tatkuuuu! - reszta słów cesarza utonęła w tym wrzasku.
To Dotacja rzuciła się ojcu na szyję... Jednak zaraz go puściła i przylgnęła do Lubania.
- Co teraz księciuniu? - zapytała.
Wtedy poczuł, że jej usta stykają się z jego wargami. Cały świat zawirował...

Głęboko w podziemiach zamku, Minister Skarbu obmyślał swoją sytuację. Znajdował się cztery piętra pod ziemią... Nad nim maszerowały 3 pułki cesarskiego wojska. Jednak był przygotowany na taką ewentualność. Chwycił za telefon, znajdujący się na betonowej ścianie.
- Słucham? - spytała Telefonistka Księstwa.
- Proszę z kuchnią...
- Już łączę...
Odczekał kilka sygnałów... Po chwili usłyszał trzask podnoszonej słuchawki...
- Dorota? - spytał. - Wołaj Przemka... Jednak będzie potrzebny plan B.
Niemal czuł adrenalinę krążącą mu we krwi.

sobota, 5 listopada 2011

"Proszę Waszą Wysokość o rękę ich córki"...

- Tatkuuu, jak się cieszę, że cię widzę! - wrzasnęła Dotacja rzucając się w ramiona Fundusza.
Stali u stóp Baszty. Lubań stał obok, obserwując całą scenę. Był wystraszony... Jeszcze przed chwilą stał na szczycie tej wieży, ściskając dziewczynę, która podobała mu się jak żadna inna, a która jeszcze piętnaście minut temu miała zamiar go pocałować. Teraz oczekiwał na reakcję cesarza. Zbeszta go? Każe pojmać i uwięzić? A może wtrąci go do jego własnego lochu...? Myśli galopowały przez głowę Księcia, a on w żaden sposób nie próbował ich powstrzymywać... Po prostu stał...
W końcu Fundusz odwrócił się w jego stronę...
- Wiesz, co grozi za takie zuchwalstwo? - spytał srogo.
- Wiem, najjaśniejszy...
- Naraziłeś cesarską córkę na niebezpieczeństwo... Zgodnie z prawem, powinieneś zginąć na miejscu...
Lubań nie odpowiedział. Spuścił wzrok i oczekiwał dalszych rozkazów.
- Moja córka jednak mówi, że macie się ku sobie... Czy to prawda? - spytał Fundusz.
Lubań spojrzał zdumiony na Dotację. Czy to możliwe, aby było tyle szczęścia w nieszczęściu? Jednak nie dbał teraz o zamach... W głowie miał tylko swoją wybrankę. Popatrzył na nią jeszcze raz. Jego oczy zrobiły się jeszcze bardziej okrągłe, kiedy zobaczył, że ta energicznie kiwa głową za plecami ojca... Nie miał innego wyjścia.
- Tak, o panie - odpowiedział. - Proszę Waszą Wysokość o rękę ich córki.
Cesarz stał zdumiony przed Księciem, który teraz klęczał przed nim... Miał jakąś inną możliwość?
- Cóż, młody człowieku... - odpowiedział powoli. - W takim układzie nie pozostawiasz mi wyboru. Straże! - zawołał.
Żołnierze za plecami władcy wyprostowali się. Lubań struchlał...

środa, 2 listopada 2011

Zamach? ...

Kiedy na zamkowej wieży pojawił się płomień, Minister Skarbu wiedział już co robić. Z pułkiem żołnierzy otoczyli Basztę Bracką, na której znajdowali się Lubań i Dotacja. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Książę miał wrócić samotnie z balu, wtedy wszystko miało się zacząć. Jednak kiedy przyjechali we dwójkę, plany trzeba było zmieniać na ostatnią chwilę. Siłą rzeczy cieszył się, że sama córka cesarza znalazła się w ich szponach. Teraz nie odważą się zaatakować, a spiskowcy będą mogli wprowadzać swoje plany w życie.
Pojawił się taran. Dowódca zaczął wykrzykiwać rozkazy. Kilka sekund później rozległ się huk taranu uderzającego o drzwi wieży. Nie poddawały się tak łatwo. Minister przeklął w duchu poprzedniego władcę Księstwa, ojca Lubania. Kiedy kazał stawiać Basztę wiedział, do czego ma służyć. Mury o grubości trzech metrów oraz solidne drzwi spełniały swoje zadanie. Ale żołnierze nie poddawali się. Raz za razem uderzali w drzwi wieży, która za każdym razem lekko się trzęsła...
Wreszcie, po dziesięciu minutach zawiasy zaczęły pękać. Minister zatarł ręce. Zaraz wkroczą do środka i pojmą zakochanych... A wtedy już nic nie stanie mu na drodze do władzy.
W tym momencie aksamitną ciszę nocy przerwały dźwięki trąb... Przez bramę, do miasta wkroczyły trzy dywizje konne. Na ogromnych sztandarach miały 12 złotych gwiazd na niebieskim tle... A na samym przodzie siedział rycerz w złotej zbroi... "Sam cesarz" - pomyślał przerażony Minister.
Spiskowcy rzucili się do ucieczki. Ruszył pościg. Minister, który znał miasto jak mało kto odnalazł najbliższe wejście do podziemi... Reszta miała mniej szczęścia.

Chwilę wcześniej, na szczycie Baszty, Dotacja wtuliła się w Lubania.
- Co się dzieje? - spytała przerażona. - Powiedz mi!
- Wygląda mi to na zamach stanu... - zaczął Książę, jednak nie było mu dane dokończyć. Ku jego zdziwieniu, spinka we włosach Dotacji zaczęła dziwnie się świecić...

poniedziałek, 31 października 2011

Na Baszcie Brackiej...

- Ślicznie tu, prawda? - zawołała zachwycona Dotacja.
Lubań właśnie wdrapywał się na ostatni stopień Baszty Brackiej. Podszedł do swojej towarzyszki i spojrzał na panoramę miasta. Nocą, oświetlone ulicznymi latarniami wyglądało naprawdę urzekająco. Było jednak coś, co nie pasowało mu w tym wszystkim...
- O czym tak myślisz, księciuniu? - zapytała zaintrygowana Dotacja. Od dłuższego czasu wpatrywała się w Lubania. Jeżeli miłość od pierwszego wejrzenia istnieje, on nie musiał już wchodzić drugi raz... Tylko o czym on tak myśli...? Przed chwilą przebiegli całe miasto... Dosłownie, bo Lubań ledwo za nią nadążał. Teraz jednak stał i wpatrywał się w tą pustą przestrzeń...
- Kiedy teraz tak patrzę, to w mieście coś mi nie pasuje - powiedział po dłuższej chwili Lubań. - Kiedy szedłem z tobą przez miasto, wszystko na czym stanęłaś albo czego dotknęłaś wydawało mi się piękniejsze... Ale teraz widzę, że to wcale mi się nie przywidziało...
Dotacja stała zaczerwieniona z uśmiechem na ustach... Nie mówiła nic. Książę odwrócił się i raz jeszcze spojrzał na miasto. Ratusz stał się jak nowy, nawet plac zabaw wypiękniał... Spojrzał w górę... Z dziur w tynkach Baszty nie wypadały już cegły... Z resztą nie było już żadnych dziur! Już otworzył usta, aby się z nią tym faktem podzielić, jednak ona podeszła do niego i objęła go w pasie.
- Nie gadaj tyle, mój ty słodki księciuniu - wyszeptała patrząc mu w oczy.
Zbliżyła swoje usta do jego... "No cóż, może wreszcie przestanie tyle gadać" - pomyślała.
Jednak nie dane było jej doprowadzić zamiarów do końca... Na najwyższej wieży książęcego zamku pojawił się ogień... Chwilę później Baszta zatrzęsła się w posadach.

sobota, 29 października 2011

Dotacja w Lubaniu...

Nie mógł uwierzyć, że siedzi w jednej karocy z samą Dotacją. Choć ta nalegała, żeby wziąć zaprzęg swojego ojca, udało mu się ją przekonać, że zwykła, lubańska kareta wzbudzi o wiele mniejsze zainteresowanie, niż ogromny powóz samego Cesarza.
- Nie chce cię rozczarować - zaczął Lubań, gdy już znaleźli się niedaleko bram Księstwa. - To moje państewko nie jest zbyt duże...
- Oj, bądź już cicho - przerwała mu Dotacja. - Z resztą, widziałem już zdjęcia w Internecie. Wygląda uroczo... - uśmiechnęła się zalotnie.
Książę zaczął się zastanawiać, dlaczego teraz nie padnie na kolana i jej się nie oświadczy. Bez wątpienia była to najcudowniejsza dziewczyna, jaką miał czelność poznać w swoim życiu.
Po przejechaniu bram Księstwa, Lubań kazał stangretowi powściągnąć konie. Kareta stanęła. Książę wyszedł na zewnątrz z zamiarem pomocy damie przy wysiadaniu, jednak Dotacja wyskoczyła za nim i teraz patrzyła na niego pytająco.
- Więc?
- Ale co więc...? - spytał nieco zaskoczony Lubań.
- Chyba nie zamierzasz stać tak całą noc, co? - odparła zniecierpliwiona. - Zabierzesz mnie gdzieś? O! Tamto wygląda ładnie! - zawołała, po czym chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą. Książę po raz kolejny tego wieczoru miał nogi jak z waty, podczas gdy Dotacja ciągnęła go w stronę... Zaraz, a tak właściwie to gdzie ona mnie zabiera? - uformowało się w głowie Lubania. Jednak w oddali majaczyło tylko ogrodzenie starego placu zabaw. Jakie było jego zdziwienie, kiedy Dotacja po prostu przez nie przeskoczyła i teraz stała po drugiej stronie patrząc na naszego Księcia.
- Noo, a ty na co czekasz? - spytała zniecierpliwiona.
"Jak ona się cudnie złości..." - tyle zdążyło przemknąć przez myśl Lubania, kiedy Dotacja bezceremonialnie przeciągnęła go przez ogrodzenie... Przewrócił się.
- Fajtłapa - powiedziała i pobiegła na huśtawkę. - A było współpracować! - zawołała.
Książe wstał i podbiegł do Dotacji. Usiadł na huśtawce obok. Kiedy leżał na ziemi dotarło do niego, że w jej obecności może zachowywać się całkiem swobodnie... Jednak teraz zapomniał nawet odepchnąć się nogami od ziemi. Blask księżyca tak pięknie tańczył w jej włosach... Nie wiedział, że wiadomość o jego powrocie dotarła już do zamku.