poniedziałek, 31 października 2011

Na Baszcie Brackiej...

- Ślicznie tu, prawda? - zawołała zachwycona Dotacja.
Lubań właśnie wdrapywał się na ostatni stopień Baszty Brackiej. Podszedł do swojej towarzyszki i spojrzał na panoramę miasta. Nocą, oświetlone ulicznymi latarniami wyglądało naprawdę urzekająco. Było jednak coś, co nie pasowało mu w tym wszystkim...
- O czym tak myślisz, księciuniu? - zapytała zaintrygowana Dotacja. Od dłuższego czasu wpatrywała się w Lubania. Jeżeli miłość od pierwszego wejrzenia istnieje, on nie musiał już wchodzić drugi raz... Tylko o czym on tak myśli...? Przed chwilą przebiegli całe miasto... Dosłownie, bo Lubań ledwo za nią nadążał. Teraz jednak stał i wpatrywał się w tą pustą przestrzeń...
- Kiedy teraz tak patrzę, to w mieście coś mi nie pasuje - powiedział po dłuższej chwili Lubań. - Kiedy szedłem z tobą przez miasto, wszystko na czym stanęłaś albo czego dotknęłaś wydawało mi się piękniejsze... Ale teraz widzę, że to wcale mi się nie przywidziało...
Dotacja stała zaczerwieniona z uśmiechem na ustach... Nie mówiła nic. Książę odwrócił się i raz jeszcze spojrzał na miasto. Ratusz stał się jak nowy, nawet plac zabaw wypiękniał... Spojrzał w górę... Z dziur w tynkach Baszty nie wypadały już cegły... Z resztą nie było już żadnych dziur! Już otworzył usta, aby się z nią tym faktem podzielić, jednak ona podeszła do niego i objęła go w pasie.
- Nie gadaj tyle, mój ty słodki księciuniu - wyszeptała patrząc mu w oczy.
Zbliżyła swoje usta do jego... "No cóż, może wreszcie przestanie tyle gadać" - pomyślała.
Jednak nie dane było jej doprowadzić zamiarów do końca... Na najwyższej wieży książęcego zamku pojawił się ogień... Chwilę później Baszta zatrzęsła się w posadach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz