sobota, 12 listopada 2011

Poranek...

Od próby zamachu minęły 3 miesiące. Jego uczestników ujęto i skazano na dożywocie w książęcych lochach. Prokurator zabiegał o najwyższą, za zdradę stanu, karę śmierci, jednak Dotacja wstawiła się za nimi i wyroki złagodzono. Powiedziała, że nie chce, by z tak błahego powodu ginęli ludzie. Nie udało się ująć jedynie Ministra Skarbu. Krążyły plotki, że kiedy usłyszał, że postawią go przed sąd nie książęcy, a cesarski, zbiegł na inny kontynent. Książę jednak nie dawał temu wiary. Znał Ministra na tyle dobrze, by wiedzieć, że kiedy raz obierze jakiś cel, nie poprzestanie na niepowodzeniach i będzie dalej dążył do osiągnięcia celu. Dlatego został jednym z najważniejszych członków Rady Nieustającej Księstwa. To właśnie nie dawało Lubaniowi spokoju.
Jednak na głowie miał teraz inne zmartwienia. Trwały przygotowania do ślubu z Dotacją. Cesarz osobiście ich doglądał. Od pamiętnego wjazdu do Księstwa na czele swych wojsk, posłał do Cesarstwa po swoje i córki rzeczy, a sam pozostał, pilnując, by wszystko było zapięte na ostatni guzik. Wiadomo, pańskie oko konia tuczy.


Nastał dzień wesela. Lubań przeciągnął się siedząc na łóżku. Spojrzał na śpiącą obok Dotację. Promienie porannego słońca, które wpadały przez ogromne okna jego sypialni, igrały w jej włosach. Nadal nie mógł uwierzyć w swoje szczęście... Jeszcze niedawno nie miał nic... Dzisiaj wydawało mu się, że wszystko, co ma leży teraz obok niego. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta, a na ostatnich przygotowaniach mieli zjawić się za godzinę. Pochylił się nad śpiącą cesarzówną i delikatnie pogłaskał ją po policzku.
- Pobudka, kwiatuszku - powiedział cicho.
Dotacja powoli otworzyła oczy, a kiedy zobaczyła nad sobą Lubania, na jej twarzy pojawił się zaspany uśmiech.
- Heej, mój królewiczu - rzekła i pocałowała go w usta.
- No, jeszcze nie królewiczu - odrzekł, kiedy położyła się z powrotem.
Dwa tygodnie temu, Cesarz oświadczył im przy obiedzie, że odda w lenno Lubania tereny sąsiadujące w Księstwem oraz koronuje go na króla. Książę zakrztusił się rosołem... Jednak samemu Funduszowi Europejskiemu Kasowładnemu nie wypadało odmówić. Przyjął propozycję.
- Ale od dzisiejszego wieczora - powiedziała patrząc na niego zalotnie. - Która godzina?
- Dziewiąta - odpowiedział z uśmiechem.
- DZIEWIĄTA?! - wrzasnęła, a Lubań uderzył głową o słupek łóżka. - A za godzinę mamy być na dole! Kiedy ja się przygotuję... - narzekała wstając. - Nie wiesz, ile ja potrzebuję czasu w łazience?!
Książę patrzył na zamykające się za nią drzwi łazienki. Miejsce po uderzeniu bolało, jednak on miał na twarzy szeroki uśmiech. Był coraz bardziej pewny, że nie mógł trafić lepiej. Zwyczajnie ją kochał.

3 komentarze: