sobota, 5 listopada 2011

"Proszę Waszą Wysokość o rękę ich córki"...

- Tatkuuu, jak się cieszę, że cię widzę! - wrzasnęła Dotacja rzucając się w ramiona Fundusza.
Stali u stóp Baszty. Lubań stał obok, obserwując całą scenę. Był wystraszony... Jeszcze przed chwilą stał na szczycie tej wieży, ściskając dziewczynę, która podobała mu się jak żadna inna, a która jeszcze piętnaście minut temu miała zamiar go pocałować. Teraz oczekiwał na reakcję cesarza. Zbeszta go? Każe pojmać i uwięzić? A może wtrąci go do jego własnego lochu...? Myśli galopowały przez głowę Księcia, a on w żaden sposób nie próbował ich powstrzymywać... Po prostu stał...
W końcu Fundusz odwrócił się w jego stronę...
- Wiesz, co grozi za takie zuchwalstwo? - spytał srogo.
- Wiem, najjaśniejszy...
- Naraziłeś cesarską córkę na niebezpieczeństwo... Zgodnie z prawem, powinieneś zginąć na miejscu...
Lubań nie odpowiedział. Spuścił wzrok i oczekiwał dalszych rozkazów.
- Moja córka jednak mówi, że macie się ku sobie... Czy to prawda? - spytał Fundusz.
Lubań spojrzał zdumiony na Dotację. Czy to możliwe, aby było tyle szczęścia w nieszczęściu? Jednak nie dbał teraz o zamach... W głowie miał tylko swoją wybrankę. Popatrzył na nią jeszcze raz. Jego oczy zrobiły się jeszcze bardziej okrągłe, kiedy zobaczył, że ta energicznie kiwa głową za plecami ojca... Nie miał innego wyjścia.
- Tak, o panie - odpowiedział. - Proszę Waszą Wysokość o rękę ich córki.
Cesarz stał zdumiony przed Księciem, który teraz klęczał przed nim... Miał jakąś inną możliwość?
- Cóż, młody człowieku... - odpowiedział powoli. - W takim układzie nie pozostawiasz mi wyboru. Straże! - zawołał.
Żołnierze za plecami władcy wyprostowali się. Lubań struchlał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz