środa, 26 października 2011

Na bal..na bal!...

Pozłacana karoca zaprzęgnięta w białe konie stała przed wrotami do książęcego zamku. Lubań powoli schodził po schodach, wykrzykując rozkazy do swych poddanych. Wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik. Wchodząc po złotych stopniach karety, jeszcze raz spojrzał w niebo. Zmierzchało...
- Zapowiada się długa noc - pomyślał i zamknął za sobą drzwiczki.

Patrząc na oddalającą się karetę, Minister Skarbu starał się poukładać myśli, które galopowały przez jego głowę.. Nie było odwrotu. Wkroczył do kuchni....
- Moi mili państwo - zawołał patrząc na zebranych - Zaczynamy zabawę.
W ich oczach dostrzegł wyraźnie malujący się strach.

Kiedy Książę dojechał pod królewski pałac, zobaczył mnóstwo najróżniejszych pojazdów... Jednak jego uwagę przyciągnął ogromny, niebieski powóz malowany mnóstwem złotych gwiazdek. Uradowany wysiadł i skierował się w stronę schodów...
- Miłościwie Nam Miastujący, Książę Lubań Śląski! - obwieścił lokaj stojący przy wejściu.
Rozejrzał się po sali. Stało tam pełno stołów uginających się od nadmiaru jedzenia. Goście tłoczyli się wokół nich, lecz większość stała obok parkietu rozmawiając... Lubań przebiegł po głowach wzrokiem i odnalazł osobę, na której najbardziej mu zależało. Zaczął się przeciskać przez tłum zebranych.
- Wyborny bal, Wrocławiu!
- Lubań! - podkrzyknął uradowany król - Kopę lat!
- Byłem strasznie zajęty... Jak życie?
- Ano, nie jest źle... Nowy stadion powoli zaczyna...
Nie dokończył. Za plecami Lubania rozległ się tubalny głos, który znał aż za dobrze.
- Drogi Wrocławiu, cudowna uczta, naprawdę... - powiedział władca Cesarstwa Europejskiego, Fundusz Europejski Kasowładny.
- Wasza wysokość - skłonili się jednoczenie Wrocław i Lubań.
- Ah, dajcie już spokój - zaprotestował Cesarz - Hmm, czy my się nie znamy?
  Lecz Lubań nie słuchał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz